Julita Kowalczyk-Kolendo (właściciel w: Sklep Muzyczny Duet oraz moderator forum The world of Polish cajons)

Wywiad Julity Kowalczyk-Kolendo przeprowadzony z Pierwszą Damą Cajonową w Polsce, czyli Monika Borowiec .

 

Cajony, choć dla niektórych nadal są bardzo egzotyczne, z dnia na dzień znajdują nowych sympatyków i zwolenników. Grupa polskich producentów, już od wielu lat prężnie rozwijająca swój warsztat, może poszczycić się wieloma oryginalnymi,unikatowymi modelami grających skrzynek. Niemniej jednak bohaterem tej opowieści będzie Monika Borowiec znana większości jako "Cajon Borówka" - pierwsza i jedyna kobieta w naszym kraju, która podjęła wyzwanie skonstruowania cajona według własnego projektu. Jak i dlaczego? Zapraszam do lektury :)

 

J: Skąd jesteś?

M: Aktualnie mieszkam na Warszawskich Włochach, ale pochodzę ze Skarżyska-Kamiennej, dużą część życia spędziłam w Lublinie...

 

J: Jak to się wszystko zaczęło? Co Cię skłoniło do tego, żeby stworzyć ten pierwszy cajon?

M: Moje pierwsze zetknięcie z cajonem miało miejsce właśnie w Lublinie ... jakieś 10, może 12 lat temu... Kolega Łukasz - perkusista przyniósł, pokazał, pograliśmy, nie znając zupełnie istoty działania tego instrumentu, bo ten niby cajon miał nie dokręconą tapę z plexi i sądziliśmy, że specyficzny dźwięk na tym właśnie polega... ale coś zaskoczyło. Potem wyjechałam do Warszawy i na chwilę zapomniałam o muzykowaniu. Po pewnym czasie zaczęłam szukać cajonów w sklepach. I się rozczarowałam, to co było, brzmiało dużo gorzej niż pleksi bez sprężyn czy strun. Nikt ze sprzedających nie znał historii ani specyfiki instrumentu. Poza tym, wszystkie cajony były dla mnie za duże. Zaczęłam szukać w internecie. Po polsku było niewiele... więc pomyślałam, że zrobię, przecież to tylko sklejka, ogarnę. A potem było wielkie zdziwienie 😉 że to wcale nie jest takie proste.

 

J: Ten pierwszy cajon był strunowy czy sprężynowy?

M: Strunowy, przerabiany dwadzieścia razy w poszukiwaniu dźwięku.

 

J: Co sprawiało Ci najwięcej trudności, jak powstawał Twój warsztat?

M: Pierwszy cajon robiłam dla siebie, w wynajmowanym mieszkaniu na Ursynowie, a właściwie na balkonie, 100% absolutnie ręcznej roboty, nie miałam szlifierki, jedynie zaciski i pożyczoną wkrętarkę... kombinowałam ze strunami na 100 sposobów. Szukałam brzmienia, załamywałam się porażkami. W końcu się udało. I od razu znalazł się chętny na kolejny. Pomyślałam - ok, zrobię. A potem była długa przerwa, bo życie, bo praca zawodowa, bo przeprowadzka... i właśnie przeprowadzka okazała się kluczem, bo szukając mieszkania kierowałam się głównie wielkością... piwnicy. Takiej, w której zmieszczą się wszystkie moje pasje, cajony, de coupage, narzędzia, farby. No i mieszkanie musiało być koniecznie w starej kamienicy, bo miałam już smutne doświadczenia ze zbyt suchym powietrzem w bloku, które dla instrumentów i głosu jest zabójcze.

 

J: Jakie cajony robisz aktualnie? Kim są odbiorcy?

M: Postanowiłam robić cajony dla dzieci. Z wielu powodów, po pierwsze dlatego, że jest ich mało, po drugie dlatego, że lubię bawić się szalonymi kolorami, a to dzieci przyciąga, po trzecie dlatego, że sama nie jestem wielkim i silnym chłopem, więc duży cajon jest czasem ponad moje fizyczne siły. Po zrobieniu kilku cajonów sprężynowych i strunowych, dopasowanych do wzrostu przyszłego właściciela i z wzorem dokładnie takim jaki zamawiający sobie zażyczył, postanowiłam skoncentrować się na dzieciach. Moje małe cajony są sprężynowe, z 3 milimetrową, 5 lub 6 warstwową płytą przednią. Wzory już raczej wybieram sama. Moim głównym celem jest zachęcenie dzieci do muzykowania, do szukania swoich pasji, rozwijania umiejętności. Mam nadzieję, że po kilku latach przesiądą się na duże cajony moich dużych przyjaciół 😉

 

J: Który cajon był najbardziej wyjątkowy, dodał Ci skrzydeł, z którego jesteś dumna?

M: Nie wiem, który był najlepszy... Jeden był ciekawy, strunowy, pierwszy raz robiłam custom na życzenie klienta. Zanim powstał wymieniliśmy ze sobą z 40 maili, trwało to ponad miesiąc. Drugi przełom był, jak zrobiłam pierwszy dla dzieci i okazało się, że brzmi najlepiej ze wszystkich.

 

J: Zdradzisz skąd bierzesz materiał?

M: Formatki sklejki brzozowej kupuję z Krakowa, bo mają margines błędu do 3 mikrometrów 😉, a tapy (czasem z drewna egzotycznego, czasem z brzozy) głównie ze składnic modelarskich.

 

J: Ile potrzebujesz czasu na stworzenie nowej skrzynki? Czy 24 godziny wystarczy?

M: 24 godziny to nie jest czas na budowanie cajona, to czas kiedy schnie jedna warstwa kleju. Klejenie trwa około tygodnia, ale można kilka na raz, szlifowanie około 2-3 godzin na jeden cajon w zaprzyjaźnionym warsztacie. Malowanie - w zależności od aktualnego poziomu szaleństwa artysty. Przy pracy na 2 etaty, 24 godziny na cokolwiek po za pracą jest nierealne. Dlatego nie robię już zamówień na termin, robię w swoim tempie i gotowe wystawiam na sprzedaż.

 

J: Jakie są Twoje dalsze plany, marzenia związane z tą niezwykłą pasją?

M: Cajon Borówka to hobby po godzinach "normalnej pracy", nie ma więc ich za wiele, bo kilka do kilkunastu w roku. To kropla w morzu potrzeb, ale przecież kropla drąży skałę. Moim marzeniem są muzykujące domy, dzieciaki od małego uczone słuchania dobrej muzyki, szukania dobrych brzmień, dobrej jakości, ręcznej roboty, doceniające rodzimy warsztat, mające możliwość kontaktu z producentem. Dziś jesteśmy zarzucani tandetą i kiczem z każdej strony, ja po cichu liczę na to, że się obronimy.

 

J: Serdecznie Ci dziękuję :-)

Autor zdjęć: Monika Górna